od lat Sting (absolutny hit to dla mnie płyta "Ten Summners Tales" - praktycznie wszystkie piosenki),
Kayah - ulubiona płyta Stereotyp (jeszcze jeden dowód na to, że artysta musi przeżyć coś strasznego, żeby stworzyć fantastyczną muzykę. Czekam niecierpliwie na nową płytę we wrześniu


Katie Melua (jednak ostatnia płyta nawet jak dla mnie za smętna

Anna Maria Jopek (ulubiona płyta "Nienasycenie")
Phil Collins (mój pierwszy winyl i pierwsza muzyczna miłość)
Michael Buble (taki współczesny Sinatra, choć głos ma moim zdaniem bardziej sexi

a w ostatnim roku moje odkrycie (dzięki Trójce) Lao Che i absolutnie fantastyczna płyta "Gospel". Wcześniejsze płyty Lao Che też przesłuchałam i robią na mnie duże wrażenie. To ci najważniejsi. A jeszcze fascynacja z liceum Vangelis i m.in. "The City" - naprawdę robi większe wrażenie niż bardziej znane 'Chariots of fire" i "1492".
Teraz wiadomo, dlaczego uwielbiam wszystkie ballady i "smętne" piosenki PSB

Pozdrawiam i miłego słuchania
